środa, 23 marca 2011

A teraz mamy przed sobą typichen film na niezobowiązujący wieczór. Można rzecz, czysta rozrywka w doborowym towarzystwie. Warunek jest jeden: potraktować to z przymrużeniem oka, jak komiks, jak kalejdoskop obrazków. BO to jest ekranizacja komiksu! Wbrew pozorom nie jest to stracone 1,5 godziny; w zamian możemy podziwiać doborową obsadę, w tym genialnego Malkovicha, który gra tu świrującego byłego agenta CIA, który naprawdę przechodzi sam siebie ["Cóż, sądziłem, że nigdy tego nie powiem, ale: idę po świnię!"];  niezły, uszczypliwy czasami humor.

Doczytałam się później, że w jednej ze scen, gdy Mirren dezynfekuje Willisowi ranę postrzałową ....wódką, podobnoż użyła wódki... Sobieski, którąż to Willis reklamuje. Cóż, przeczytałam po fakcie - czyli po obejrzeniu filmu -  i nie zaprzeczę, i nie potwierdzę....




wtorek, 22 marca 2011

Śmietnisko/Waste Land




"Śmietnisko" to niezwykły dokument. Przedstawia niemalże trzy lata spędzone nad niecodziennym projektem: Vik Muniz [tu możecie poczytać o nim więcej: Vik Muniz] wyrusza do Brazylii, by tam, na największym  na świecie wysypisku śmieci, zrealizować swój zamysł sfotografowania pracujących tam ludzi i przetworzenia ich obrazów za pomocą ...zbieranych tam odpadów. Z ogromnej liczby pracujących tam ludzi powoli wyłaniają się powoli sylwetki kilku z nich, poznajemy też powoli ich losy. To oni właśnie zostaną sfotografowani i wezmą udział, osobiście, w tworzeniu ich wizerunków za pomocą butelek, sznurków, guzików oraz wielu innych rzeczy, które można wygrzebać na śmietnisku.

Ten dokument to nie tylko zapis mozolnej pracy nad projektem, to również wzruszające historie zbieraczy, kim są, skąd się tam wzięli, niektórzy pracują tam od dziecka, podobnie jak ich rodzice. Tym bardziej niesamowite, jak na naszych oczach, ci ludzie stają sami przed sobą, zaczynają się zastanawiać, co ja tu robię, czy mam szansę na inne, lepsze życie? Zaangażowanie w projekt dało im niezwykłą siłę i chęć do zmiany swego życia, oczywiście z różnym skutkiem. 

Niezwykły film, skłaniający do myślenia.


poniedziałek, 21 lutego 2011

Niezapomniany weekend

Dziwna sprawa z tym filmem, powstał w 2006 roku,  u nas pojawił się właśnie jako premiera DVD [a może był wcześniej w Polsce?]. 

Grupa przyjaciół ze studiów spotyka się po latach w domu przyjaciela, by spełnić życzenie jednego z kolegów: zaśpiewać na jego ślubie. Na kilka dni przed ślubem zjeżdżają się wraz z żonami, narzeczonymi, dziewczynami, dzieckiem oraz hożą młodą nianią, która nieźle namiesza w tym kółku. 

To bardzo ciepły, ciekawy, intrygujący film o męskiej przyjaźni, o tym czego się boją, o czym marzą, o czym myślą. Jest idealny na wieczór, z fajnymi dialogami, z dobrą muzyką. Czy ja wspomniałam, że panowie śpiewają "unplugged" w stylu panów z Audiofeels?

środa, 1 grudnia 2010

Z tęsknoty "za czymś innym" i kompletnie oderwanym od aktualnych czasów sięgnęłam po raz kolejny po "Zalotnicę niebieską" Magdaleny Samozwaniec. Jej "Marię i Magdalenę" zaczytywałam swego czasu "na śmierć", teraz znów z przyjemnością przeczytałam "Zalotnicę"..., ciekawą opowieść o życiu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska to fascynująca postać, "zwiewna i eteryczna", jednocześnie frenetyczna, jakby to pewnie określił zafascynowany nią Witkacy. Zresztą nie tylko on: o jej wierszach i utworach scenicznych z uznaniem wyrażał Boy, Żeromski, a przede wszystkim skamandryci: Lechoń, Wierzyński, Tuwim, Słonimski.

Książka ta to nie tylko sceny z życia, fragmenty wierszy i listów Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, to również opis tła, historyczny, a przede wszystkim społeczny i obyczajowy czasów, w których żyła. To Kraków, dworek Wojciecha Kossaka, słynnego malarza, bon vivanta, wielbiciela pięknych metres; seanse spirytystyczne, wyjazdy na Riwierę... To specyficzny język, styl. "Dzisiejsi artyści i pisarze nie starają się o to, by mieć własny, oryginalny styl. Ich zaplecze stało się słabo zaopatrzone, wyciągają z nich tylko tyle, ile na razie im potrzeba do stworzenia jakiegoś dzieła. Gdyby ich potoczne rozmowy nagrać na płytę, to jedynie po głosie poznałoby się, kto jest kto." Jak pisze Samozwaniec, każdy miał swój indywidualny sposób wyrażania się. Zwróciło to moją uwagę, zwłaszcza jeśli chodzi o Witkacego: zachwyciłam się jego opisem jego żony, Niny: "wściekle wprost ponętnej" rudowłosej, mimo że nie potrafiła dać mu "metafizycznie piekielnie zmysłowych wstrząsów", co inne jego flamy. Ach, kto tak teraz pisze..... Demonicznie, piekielnie, metafizycznie i namiętnie....

środa, 24 listopada 2010

Szare ogrody

O tym filmie i o historii z nim związanej usłyszałam kilka miesięcy temu, pamiętam, jak ciekawie opowiadała o nim w jakimś wywiadzie Monika Jaruzelska. I wreszcie doczekałam się, film "Szare ogrody" ukazał się właśnie na DVD.

Tytułowe Szare Ogrody [Grey Gardens] to posiadłość rodziny Bouvier, z którego pochodziła Jacqueline Kennedy i Lee Sobieski [niestety, tej ostatniej informacji nawet nie mogę sprawdzić, bo internet wypluwa tysiące stron o Leelee Sobieski...]. W rolach głównych Jessica Lange i Drew Barrymore; matka i córka, Duża Eddie i Mała Eddie, dwie artystyczne dusze, po latach "uwięzione" pod jednym dachem i uwikłane nawzajem w toksyczny związek. 

Tego, czego mi brakowało w tym filmie, być może aspirującym bardziej do kategorii "paradokumentalnych", i być może dlatego do tej pory staram się dojść do odpowiedzi na pytanie: co doprowadziło obydwie kobiety aż do takiego stanu? Na początku widzimy je jako dusze towarzystwa, roześmiane, rozśpiewane, roztańczone, hmmm...., być może nadmiernie korzystające z uroków życia za pomocą ...pieniędzy głowy rodziny? Po kilku latach widzimy je "uwięzione" w opustoszałej, zagrzybionej rezydencji, pełnej kotów, szczurów, butwiejących ścian. Jak mogły nie widzieć tej nędzy, zaniedbania, królując w swoich dawnych toaletach i kostiumach, w drogocennych futrach, umalowane starannie? Która uwięziła którą?

O ich losie świat dowiedział się za sprawą  filmu dokumentalnego z 1975 roku braci Maysles, a za ich sprawą do upuszczonej rezydencji trafiła sama Jackie Kennedy - co uratowało życie pań Bouvier  [i los rezydencji również], w tym dalsze życie Małej Eddie - ośmielona występem przed kamerami zdecydowała się na występy przed publicznością....

Jest to film z gatunku takich filmów, o których nie zapomina się tak łatwo od razu o wyłączeniu ekranu. Nie ukrywam, film nieco przygnębiający w wydźwięku, stawiający dużo pytań. No i sama gra aktorska Jessiki Lange i Drew Barrymore, które udało nie przerysować się granych postaci, a ukazać ich zagubienie i sprawić, że widzimy w nich fascynujące kobiety, a nie kolorowe dziwaczki. Nic dziwnego, że ta produkcja HBO otrzymała sześć nagród Emmy i dwa Złote Globy, w tym nagrodę za najlepszy film.




piątek, 5 listopada 2010

W ramach wczorajszego wieczornego "Seansu z żelazkiem" -  zachęcona fragmentem umieszczonym GdzieśWPrzestrzeni przez Kurę Domesticę - sięgnęłam po raz kolejny po "Monty Pytona i Święty Graal".

Już przy scenie z Francuzami łzy zaczęły mi zalewać oczy, prasowanie odstawione, żeby krzywdy sobie nie zrobić, a zdegustowane dzieci [zdegustowane szlochem matki] zatrzasnęły drzwi do swoich pokoi.

Z oglądaniem i polecaniem filmów grupy Monty Pyton jest jak  ze słynnym "To be or not to be", albo lubisz ten rodzaj humoru, albo nie. Innej opcji nie ma. Mnie śmieszy, od początku, od rozważań na temat łupiny kokosa, który imituje odgłos konia [podobno budżet był tak skromny, że twórcy nie mogli pozwolić sobie na wykorzystanie prawdziwych, wpadli więc na sprytny pomysł, jak to ominąć], poprzez Krwiożerczego Królika, czy też Rycerzy, Którzy Mówią "Ni!". 
 
Myślę, że dziś obejrzę go sobie jeszcze raz, obowiązkowo ze słuchawkami, by słuchać, słuchać aktorów mówiących z moim ulubionym "british accent".
 


czwartek, 4 listopada 2010

Zagorzała fanka Sex at the City, taka jak ja, nie mogła nie obejrzeć filmu "Seks w Wielkim Mieście 2", jakie by recenzje nie były, miażdzące, mieszające z błotem, zatyka uszy, oczy, przerywa Grey's Anatomy i ogląda wydany właśnie na DVD film.....

I mam to, czego się spodziewałam, przygody czterech pań, mniej lub bardziej wyluzowanych, których problemy nadal wydają się być mdłe i sztuczne jak przesłodzony tort. Ja po prostu na nie PATRZĘ, śledzę  ich nieustanne przebieranki i zmiany scenerii. Przyjmuję je po prostu z całym dobrodziejstwem inwentarza, ot, jak to chyba Masłowska kiedyś napisała: "cukierek w błyszczącej pozłotce".

Aby się nie zasłodzić na śmierć, włożono do filmu kilka akcentów "z normalnego życia". Dyżurna sex machine, czyli Samantha, zaczyna przeżywać problemy związane z ... menopauzą. Podczas pobytu w kraju muzułmańskim, nasza niesforna Samantha, podczas "niewinnych" zalotów na plaży, zostaje aresztowana pod zarzutem obrazy moralności, a goszczący ich szejk wymawia im gościnę z miejsca. Przewożone z miejsca na miejsce czterema luksusowymi maybachami [po jednym na każdą, a jak!] muszą ewakuować się z bagażami zdezelowanymi taksówkami, a tzw międzyczasie od linczu ratują je tajemnicze zakwefione kobiety [nasza niesforna Samantha ostentacyjnie pokazała muzułmańskim mężczyznom swój dekolt], które to pod burkami kryły najnowsze kolekcje haute couture......

Brzmi okropnie, nie? Wiem, ale to i tak zapewne nie uchroni mnie od zakupu tego filmu na własność....

Jednym słowem, dozwolone tylko dla fanek!