sobota, 24 kwietnia 2010

Jednym tchem o " Awatarze"," Awiatorze" i " Frankie and Johnny"

W wypożyczalniach posucha w nowościach, bo albo już  ten film widziałam, albo widzieć tamtego nie chcę, bo rąbanka i nawalanka.

Na półce z nowościami króluje "Awatar" Jamesa Camerona, film który zdecydowanie najlepiej wygląda na wielkim ekranie i w wersji 3D. Więc nie sięgam po niego, zwłaszcza że obejrzałam go dwa razy w kinie. Za pierwszym razem z R., zaraz po premierze. Wyszłam oczarowana i zachwycona. Może nie samą historią, wtórną, choć z wyraźnym, ekologicznym przesłaniem. Gdzieś nawet w internecie widziałam taki żart: streszczenie "Pocahontas", a nim przekreślone nazwy własne z bajki i powstawiane te z "Awatara". Z radością wybrałam się więc po raz drugi z Młodymi i... wynudziłam się niemiłosiernie. Jednak same piękne widoki na nic, jeśli nie porwie Cię historia... Myślę, że film trzeba zobaczyć, ze względu na scenografię i efekty specjalne, w końcu to kamień milowy w kinematografii!


Dlatego kroki swe skierowałam do półki z klasykami i stamtąd wybrałam  dwa filmy: "Awiator" Martina Scorsese [ale nie przez proste skojarzenie z "Awatarem"!] i "Frankie and Johnny" z Michelle Pfeiffer i Al Pacino.

"Awiatora" kiedyś, kiedyś oglądałam, ale raz i jakoś wyrywkowo, niestety. A teraz sięgnęłam po niego z uwagi na Leonardo diCaprio, którego  - przyznam - raczej nie znosiłam, ale po "Drodze do szczęścia" zmieniłam zdanie. Film został zresztą obsypany licznymi nagrodami, w tym Oskarem dla Cate Blanchett w roli Audrey Hupburn. Jak we wszystkich filmach Scorsese, zachwyca dbałość o detale i szczegóły. No i sama historia - dzieje potentata lotniczego i producenta filmowego [między innmymi], Howarda Hughes, postaci zaiste fascynującej, a jednocześnie tragicznej.  Wszystkim pragnącym się dowiedzieć czegoś więcej, polecam biografię HH napisaną przez Charlesa Highama "Howard Hughes. Brawura. Szaleństwo. Tajemnica".
A teraz mała dygresja: mam trójkę dzieci, więc z filmami dziecięcymi jestem "za pan brat". Jednym z naszych ulubionych filmów jest animowany "Stalowy gigant", a główny bohater - taki na oko 10letni chłopczyk - nazywa się Howard Hughes...


A na koniec "Frankie and Johnny", stary, stary film,  z 1991 roku, z Michelle Pfeiffer i Al Pacino. Jak myślę o tym filmie, do głowy przychodzi mi piosenka śpiewana przez Pietrzaka:
 
A gdy się zejdą, raz i drugi,
kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością,
bardzo się męczą, męczą przez czas długi,
co zrobić, co zrobić z tą miłością.
 
Ich drogi krzyżują się w pewnym barze, w którym ona pracuje od kilku lat, on właśnie się w nim zatrudnia po wyjściu z więzienia, w którym odsiadywał karę za oszustwa bankowe. Ona wpada mu w oko, ale on ją drażni. Ciekawa historia o rodzącym się uczuciu, niełatwym, bo ona bardzo broni się przed miłością i jak się okazuje, ma po temu poważne przesłanki.  Ale mogę powiedzieć, że film kończy się happy endem :)
I bardzo dobrze, że w filmie nie zagrali Jeff Brigdes i Kathy Bates! 

2 komentarze:

  1. Oh, Al Pacino- coś w nim jest intrygującego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieprawdaż???? A taniec w "Zapachu kobiety"? Czy to nie jedna z najbardziej erotycznych nieerotycznych scen???

    OdpowiedzUsuń