środa, 20 października 2010

...sobie a muzom....

W świecie filmowo-książkowym trzymam się zasady: jeśli powstał film na podstawie książki lub odwrotnie, staram się przeczytać/obejrzeć i porównać. Czasem reżyser trzyma się wiernie oryginału, a na ekranie widzę dokładnie te postaci, te sceny, jak je widziałam "duszy mej oczyma". Oczywiście, jak wszędzie, zdarzają się porażki, jak na przykład osławiony "Dom nad rozlewiskiem"....

Ostatnio trafiłam na dwie książki, na podstawie których nakręcono filmy, które oczywiście już widziałam, a jeden z nich - "PS. Kocham Cię" - regularnie mi towarzyszy przy moich żelazkowych seansach. No dobrze, wstęp jest, wiadomo, że zacznę od wspomnianego "PS. Kocham Cię". Bohaterką książki, jak i filmu, jest Holly, która nie może pogodzić się z przedwczesną śmiercią swego męża. Przeżywa ogromną rozpacz, nie może odnaleźć swego miejsca w życiu. A z pomocą w uporządkowaniu życia przychodzą nieoczekiwanie listy od... męża. I tu już w zasadzie rozchodzą się "drogi" książki i filmu. W książce: Holly otrzymuje ich cały pakiet, zostawiony w domu jej matki na przechowanie, z przykazaniem otwierania ich co miesiąc; zaś w filmie pierwszy dostaje wraz z urodzinowym tortem, reszta przychodzi pocztą...

Od tego momentu widać, że film to całkiem inna historia, no może łączy je kilka scen i faktów. Trudno mi orzec, co jest lepsze, czy historia opowiedziana w książce, czy ta z filmu, bo to naprawdę dwie różne bajki. Ja tylko dodam, szowinistyczna świnka ze mnie, że w filmie występuje "sobowtór" Javier Bardema, czyli Jeffrey Dean Morgan. Ach......
 
 
 
 
 
 
 
W drugim przypadku było identycznie, najpierw był film, a ostatnio i książka. Myślę o filmie Jasona Reitmana [tego od "Juno"] "W chmurach" z Georgem Cloney w roli głównej i książce Waltera Kirn pod tym samym tytułem. W filmie poznajemy głównego bohatera jako przystojnego, elokwentnego, zadowolonego z siebie i z życia, a co najważniejsze asertywnego, po prostu mistrza w swoim fachu: specjalistę od zwolnień. Od innych odróżnia go również to, że większość swego życia spędza w podróży, jego domem wydają się być jedynie hotelowe pokoje, a życie uczuciowe ograniczone do przelotnych kontaktów. W rodzinie i wśród znajomych zdziwienie budzi cel w życiu, jaki sobie postawił: wylatanie milion mil. I pytanie: co potem? W jednej z podróży poznaje piękną Verę i wydaje się, że to będzie punktem zwrotnym w jego życiu. Niestety, piękna Vera okazuje się mieć męża i uporządkowane życie rodzinne [oczywiście, to pozory, skoro romansuje z innymi]. Co będzie dalej? Film polecam do obejrzenia w wolnej chwili i pomyślenia nad kolejami ludzkich losów. I do popatrzenia na Clooneya. Matko boska, co ja na to poradzę????????

Natomiast książka rozczarowuje... W tej wersji główny bohater już wie, że jego życie jest beznadziejne, w firmie na biurku szefa już czeka jego rezygnacja z pracy. Początek książki wciąga, bohater wprowadza nas w swój świat, ale to za mało, za mało, zwłaszcza w trakcie. Opowieść się rwie, na końcu mamy odpowiedź, dlaczego mogłoby się tak dziać - jak się domyślacie, chodzi o to, co dzieje się z psychiką bohatera...

Tu zdecydowanie stawiam na film.




10 komentarzy:

  1. Oba filmy widziałam i o ile "PS. Kocham Cię" to film idealny na żelazkowe sesje, bo specjalnie nie trzeba się skupiać i myśleć, o tyle "W chmurach" bardzo mi się podobało. I w warstwie treści i warstwie wizualnej, no ale ja do fan klubu Georga należę:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Moto,

    polecam, przy żelazku lub bez, polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lotnico,

    masz rację, przy "PS. Kocham Cię" można wyłączyć myślenie. Noooooo, ja też należę do fanek GC, kurczę, ten facet jest jak wino, nieprawdaż? ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. ;) "W chmurach" widziałam, ale nie czytałam, ponieważ sam film był według mnie średni... nie był beznadziejny... ale liczyłam na więcej :) tak bywa najczęściej u mnie ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielu facetów jest jak wino - Sean Connery, Clint Eastwood, Michael Caine, Anthony Hopkins, Jack Nicolson, obaj panowie Stuhr, Olbrychski - wymieniając tylko kilku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mała Mi,
    zatem książki nie ruszaj, rozczaruje Cię mocno

    OdpowiedzUsuń
  7. Lotnico,
    oooo, widzę, listy nasze mocno się pokrywają :D

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja książkę "P.S. Kocham cię" przeczytałam, bardzo mi się podobała. Do filmu )chociaż miałam go przed książką, ale zawsze wolę najpierw poczytać) jakoś nie mogę się zabrać. Aktorów lubię, książka mi się podobała, a jednak film leży i czeka...

    OdpowiedzUsuń
  9. Obejrzyj, obejrzyj, myślę, że Ci się spodoba, ale że i będziesz zaskoczona. Miłego oglądania :D

    OdpowiedzUsuń